| Źródło: Spinacz, 2011, nr 3, zdjęcie przedstawiające siedzibę Uniwersytetu Ekonomicznego na rybnickim kampusie zaczerpnięto ze strony: www.rybnik.eu
Jak przetrwać sesję? Poradnik z przymrużeniem oka
Słowo SESJA w studenckim żargonie ma bardzo zróżnicowane znaczenia. Najczęściej skrót ten studenci rozwijają jako System Eliminacji Studentów Jest Aktywny lub Sadystyczna Eliminacja Studiujących Jednostek Akademickich. Definicje te oczywiście celowo wyolbrzymiają problem w celach humorystycznych, ale przecież w każdej plotce jest „ziarno” prawdy. W rzeczywistości, jak to zwykle bywa, wszystko zależy od nas, czyli, innymi słowy, nic za darmo.
Generalnie możemy wyróżnić dwie studenckie strategie podchodzenia do sesji. Pierwsza polega na tym, że „olewa” się zajęcia i naukę do mniej więcej połowy stycznia, a następnie żarliwie się modli o łagodny wymiar kary. Druga polega na tym, że chodzi się systematycznie na ćwiczenia i wykłady, robi skrupulatnie notatki (na których przed egzaminem „żeruje” reszta „sępów” z roku) i zalicza się wszystko bez większego problemu. Niestety żadna z tych strategii nie uchroni nas przed sesyjnym stresem. Najgorzej oczywiście mają „pierwszoroczniacy”, którzy naczytawszy się studenckich pism wszelakich oraz komentarzy na forach internetowych, a także nasłuchawszy się starszych kolegów mitomanów, którzy każdy oblany egzamin „okrasili” stosowną legendą zaczynają przygotowywać się do sesji rok przed pójściem na studia. Zaznaczyć trzeba, że sesyjna nadgorliwość jest gorsza niż „Wiadomo Co”.
Lekarstwem na sesyjne bóle głowy najczęściej jest zwykły racjonalizm: Po pierwsze nie tracić głowy, po drugie traktować przypowieści o profesorach i doktorach z przymrużeniem oka, po trzecie nauczyć się dobrze materiału (to akurat tzw. „pięta Achillesa” większości studentów), po czwarte zasada „złotego środka” to w czasie sesji studencka „mantra” – 3*Z Zakuć, Zdać, Zapomnieć (niektórzy dodają i czwarte Zet – Zapić), po piąte pamiętać, że zawsze jest poprawka. Zasady te można rzecz jasna mnożyć w nieskończoność, ale ze swojej wieloegzaminowej praktyki wiemy, że te bywają: "kluczowe”.
Dobrze jest w przypadku egzaminów pisemnych złożyć się większą ilością osób na przysłowiowego pączka i świeżą gazetę (pączek też wypadałoby, żeby był świeży), co znacząco utrudnia prawidłową percepcję wykładowcy w trakcie egzaminu. Na egzamin ustny warto natomiast przyjść elegancko ubranym. „Dopalacze” w czasie sesji są niewskazane – doraźnie mogą nawet i pomóc, ale długookresowo spowodują, że przy kolejnych sesjach będzie gorzej. Nie należy też zapominać, że studia to przede wszystkim frajda i zabawa.
Uczymy się tego, co nas naprawdę interesuje, pogłębiamy naszą wiedzę w tej dziedzinie, a pewne „niewygodne” przedmioty zręcznie pomijamy milczeniem. Istotne jest również to, że na studia nikt z nas nie musi chodzić, to nie jest typ szkoły obligatoryjnej, dlatego też pod żadnym pozorem nie pozwalamy sobie na nonszalancję względem wykładowcy – to może się na nas zemścić na egzaminie (a nawet nie tylko na nas).
SESJA to dziwny twór, ale to my go tworzymy i tylko w naszej gestii leży to czy nasze 2-4-6-8-12 egzaminów uczynimy rajem na ziemi czy drogą przez piekło.
Artykuł opublikowany w magazynie studenckim SPINACZ, 2011, nr 3, s. 11, autorzy: Magdalena Palowska-Trzebuniak, Arkadiusz Trzebuniak
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj